Tatry - Dolina Pięciu Stawów

Góry – pierwsze zetknięcie z tatrzańskimi kolosami

Długo wahałam się nad tym wpisem. Bo czy kogoś, kto zagląda tu z powodu biżuterii sutasz, może zainteresować moja fascynacja górami? Więc tak nieśmiało uchylam drzwi od kuchni i pokazuję Wam mój świat. Świat, który sama odkrywam powoli, krok za krokiem, czasem nawet wycofując się…ale czy to znaczy, że odpuszczam na dobre ? Góry i biżuteria- dwie pasje, które czasem spotykają się na szlaku.

Należę do osób, które wierzą, że w życiu nic nie dzieje się bez przyczyny, a każdy wybór formuje kolejną ścieżkę, którą podążamy. Kilka lat temu, po stracie dwóch bliskich osób, zmęczona codziennością, wypruta z sił i wiary w to, co dotąd dawało mi tyle satysfakcji, przeskakując bezmyślnie kanały, natrafiłam na film „Dzika droga”. Nie wiem jak to się stało, że nagle wciągnęłam się w historię, która przeszywała mnie do szpiku kości i nie byłam w stanie oderwać się od telewizora. Zekranizowana opowieść, oparta na faktach, o kobiecie, która po stracie ukochanej matki zaczęła się staczać. Rozwód, narkotyki, przygodny seks i alkohol, stały się jej codziennością, ucieczką od myśli i tego, co się wydarzyło. Jedynym wyjściem, jakie wtedy widziała, było samotne przejście szlaku Pacific Crest Trail i próba zrozumienia samej siebie.

To najdłuższy, turystyczny szlak, który wiedzie przez trzy stany, pokonać więc trzeba pustynię, góry i parki narodowe. Zmierzenie się z trudnościami na szlaku, własnymi słabościami, lękami, a przede wszystkim myślami i emocjami. Bo nie łatwo poukładać rozbite na milion kawałków życie. I choć nie było fajerwerków, pościgów, strzelaniny i wartkiej akcji, to fabuła wbiła mnie w kanapę, wyciskając łzy z oczu, a musicie wiedzieć, że ja nie płaczę na filmach 🙂 Nie, nie dlatego, że zobaczyłam siebie, nie dotknęły mnie problemy głównej bohaterki, ale wewnątrz tłumiony smutek mocno dawał o sobie znać. Przez wiele miesięcy po obejrzeniu filmu, nie mogłam pozbyć się uczucia, że muszę coś zrobić, zmienić, że to jest ten czas, żeby stanąć na nogi i rozprawić się z własnymi upiorami. Stanęłam na rozdrożu, musząc wybrać w którą pójść stronę.

Kadr z filmuŹródło: Wyborcza.pl

Pacific Crest Trail odpadał z miliona powodów, choć nadal pozostaje w sferze „do zrobienia” 😉 W wakacje więc zapadła decyzja: jadę w Tatry. Ale…w góry ? Przecież ja nigdy nie byłam w górach! Strach mieszał się z nieodpartą wręcz chęcią zobaczenia i poczucia ich na własnej skórze. Wertowałam przewodniki, strony internetowe i notowałam wszelkie informacje. Musiałam się przygotować, choć teoretycznie.

Pierwszy lipcowy wyjazd zaowocował całkowicie nowymi doznaniami. Czułam się jak mała mróweczka, stąpając między tatrzańskimi kolosami. Wszystko było nowe, fascynujące, ale i trochę przytłaczające. Powrót doliną Kościeliską przy zachodzącym słońcu był dla mnie powodem do przyspieszenia kroku i lekkiej paniki, co ja tu robię, zaraz będzie ciemno 😉 Teraz sama się z tego śmieję, wtedy serce waliło mi jak młotem, a oczy wpatrywały się w każdy podejrzany kształt, przypominający dzikiego niedźwiedzia. A że mój wzrok sokoli nie jest, to uwierzcie, że gdy zapadał zmierzch, wszystko się nim wydawało 😛

Mimo lęków i ostrożnego zachowania, powoli odhaczałam kolejne punkty z mojej przygotowanej listy, które „powinien” zobaczyć każdy świeżo upieczony turysta znad morza 😉  Powrót do rzeczywistości okazał się dość bolesny, a myśli nie dawały spokoju. Dotarło do mnie, że ten wyjazd nie był jednorazową przygodą. Zaczęłam więc powoli uzupełniać górskie wyposażenie, wymieniłam plecak, dokupiłam obiektyw i zaczęłam planować kolejne cele, wertując przy tym górskie blogi m.in. Zieloni w podróży, który przeczytałam od deski do deski. Zeszyt zapełniał się trasami, których osiągnięcie zajmie mi jeszcze trochę czasu, bo poniesiona wyobraźnią zapędziłam się prawie na Matterhorn 😉

BaranZaprzyjaźniliśmy się

Góry pochłonęły mnie całkowicie i po miesiącu stanęłam znów pośród tatrzańskich szczytów. Już śmielej i z coraz większym apetytem na kolejne widoki. Miło było przemierzać szlaki z przyjaciółmi, motywować się i razem dążyć do celów. Przestał mi towarzyszyć sztuczny uśmiech, ten ukrywający smutek, który ma uspokoić innych, a pojawiła się radość, którą mogłabym obdarować pewnie całe Trójmiasto.

Rusinowa PolanaNa Rusinowej Polanie

Widok z Trzech Koron w PieninachTrzy Korony – Pieniny

Teraz każdy wyjazd przynosi mi radość,  jest czasem na przemyślenia albo całkowitym odpoczynkiem od kotłujących się myśli. Napawam się widokami i towarzystwem. Dzięki nowym doświadczeniom, moje lęki i obawy stają się coraz mniejsze, pokonuję sama siebie, jakby to banalnie nie brzmiało. Mimo, że nie zdobywam najwyższych szczytów, to wiem na ile mnie stać i wiem, że wracając do domu mam siłę do pracy i życia. I mam motywację, stawiając sobie kolejne cele do spełnienia, krok za krokiem, czasem nawet wycofując się. Nie szkodzi, wracam po raz kolejny silniejsza, rozprawiając się z tym, co mi nie wyszło poprzednim razem. Czy nie jak w życiu ? 🙂 Poddać się, to najłatwiejsza droga, a ta do osiągnięcia zamierzonych celów, często jest pod górkę, prowadzi ciemnym lasem, a czasem tuż nad przepaścią, ale wychodząc na szczyt mamy największą satysfakcję, że nam się udało.

 

Wschód słońca w górachWschód słońca – Wielki Kopieniec

Grześ - Tatry ZachodnieTatry Zachodnie nauczyły mnie pokory

 

Od pierwszego wyjazdu w góry, towarzyszy mi moja biżuteria. Staram się mieć ją przy sobie podczas wędrówek, pokazywać wam gdzie ze mną dociera. W ten sposób zamykam w niej cząstkę siebie i dzielę się tym, co piękne. Ta górska pasja w tym roku będzie też miała odwzorowanie w całkiem nowych dodatkach, ale musicie uzbroić się jeszcze chwilę w cierpliwość 🙂

 

Góry po raz pierwszy

 

Wschód słońca w górach

 

Mam nadzieję, że będziecie tu zaglądać, po nowe historie, jednak spokojnie, blog nie stanie się podróżniczym. Od czasu do czasu będę dzielić się swoimi opowieściami i to  bardziej od strony emocjonalnej, niż opisującej szlaki. Mam nadzieję, że ten cykl przypadnie Wam do gustu, a ja będę miała do czego wracać pamięcią.

Uff, przebrnęłam przez ten pierwszy, górski wpis, który wywołał we mnie trochę wspomnień i wzruszeń.  Dziękuję, że wytrzymaliście do końca, o ile nie przewinęliście zwyczajnie strony na dół 😉 Już wiecie , co mnie motywuje i daje siłę do działania.  A ja chętnie się dowiem, jakie są wasze pasje i co daje wam największą satysfakcję w życiu.

 

Brak komentarzy

Napisz komentarz